Być idealnym w nieidealnym świecie
Kiedy zaczynałam swoją przygodę z rozwojem, ze spełnianiem marzeń i realizacją swoich pasji, to myślałam, że Ci wszyscy wielcy guru rozwoju osobistego są idealni. Zawsze wszystko im wychodzi, zawsze realizują swoje cele w 100%. „Być idealnym” to marzenie wielu ludzi.
Pytanie tylko, czy zwrot użyty w tytule „czy możliwe jest idealne życie” jest odpowiedni, czy może pytanie powinno brzmieć „czy to ma w ogóle sens?”
Zawsze myślałam, że celem każdego człowieka jest dążenie do ideału. Jakiegokolwiek, ale ideału. I nadal myślę, że tak jest, jednak przeformułowałam sobie definicję ideału.
Wcześniej „być idealnym” oznaczało dla mnie, że zawsze, ale to zawsze wszystko musi wychodzić, wszystko musi być zrealizowane tak, jak zostało zaplanowane i na najwyższym poziomie.
Dzisiaj moja definicja „być idealnym” jest inna. Można jej zarzucić, a raczej mnie, bo to moja interpretacja, że przyzwalam na odpuszczenie. I zgadzam się z ty zarzutem, bo rzeczywiście, zostawiam pewne miejsce na odpuszczenie i luz.
Być idealnym…
…to zdecydowanie pozbawiony parcia sposób postępowania, sposób na życie. Zawsze w swoich planach zakładam, że osiągnę najwyższą poprzeczkę. Jednak to ja jestem głównym sędzią i to ja decyduję, gdzie jest ta moja poprzeczka.
Kiedyś wyznacznikiem moich celów byłyby takie myśli: „muszę to zrobić, ja jej pokażę, że mogę”, „oni we mnie nie wierzą, więc ja im udowodnię, że mogę to zrobić”, „myślą sobie, że nie jestem wystarczająco dobra, by tego dokonać? No to patrzcie!”
Cała moja motywacja była ukierunkowana na kogoś, komu chciałam udowodnić, że mogę, potrafię, zrobię to. Wciąż tak było. Mnóstwo celów, które wyznaczałam jeszcze kilka lat temu było związanych z tym, że muszę komuś coś udowodnić! Muszę komuś pokazać, że mogę! Muszę komuś…
Muszę, a może mogę?
Słowo „muszę” miało wtedy dla mnie ogromne znaczenie. Wszystko co robiłam, robiłam, bo musiałam. Ktoś mi kazał, sama sobie kazałam, społeczeństwo tego ode mnie wymagało. Nie było w tym mnie. Nie było mnie i moich marzeń, moich pasji.
Ciężko przecież skupić się na marzeniach czy pasjach, jeśli cały czas żyje się w przeświadczeniu, że trzeba kogoś zadowolić, że muszę robić tak a nie inaczej, bo nie wypada, bo…
Wciąż było za dużo „bo muszę”. Każde moje działanie było poprzedzone tym słowem. Aż w końcu kiedyś trafiłam na wspaniałą kobietę, która powiedziała mi: „Beata, ty wciąż mówisz, że musisz. Przecież ty nic nie musisz! Możesz, ale nie musisz! A to znacząca różnica!”Wtedy tego nie słyszałam. Musiało upłynąć trochę czasu, bym mogła zrozumieć te słowa. W momencie, kiedy zrozumiałam, że ja nic nie muszę, okazało się, że mogę robić wiele różnych rzeczy, których nigdy nie robiłam. Nigdy nawet nie przyszło mi do głowy, że mogę postępować inaczej, inaczej patrzeć na świat i życie, wszystko to, co mnie otacza.
Nowa definicja bycia idealnym: SZCZĘŚCIE
W pogoni za byciem idealną w kontekście „muszę”, zatraciłam poczucia szczęścia. Miałam wrażenie, że tylko „moje idealne ja” mi je da.
Goniąc za jakimś wzorem, za czymś, co chciałam robić dla kogoś, bo wypada, bo tak się należy, przestałam zwracać uwagę na tu i teraz. Uczepiłam się mocno wizji mnie w przyszłości i tylko to było ważne. Zapomniałam w tym wszystkim o tym, że na to, kim będę w przyszłości największe znaczenie ma „tu i teraz”!
Tak. Tu i teraz staję się sobą z przyszłości, dlatego teraz tak uważnie przyglądam się temu co robię, co chcę osiągnąć, jaka motywacja mną steruje. Każdego dnia jestem szczęśliwa, dbam o moich najbliższych, mam czas dla siebie, pomagam innym, podróżuję (tak, ten aspekt mojego życia jest dla mnie ważny), z radością wychodzę do pracy, z radością wracam do domu, uczę się, rozwijam, odpoczywam. Realizuję swoje cele i spełniam marzenia. Tu i teraz…
Zapraszam Cię na szczególne dla mnie wydarzenie: webinar na moim fp na facebooku LINK DO ZAPISU
Komentarze są wyłączone.